Momoa ma więcej wspólnego z drewnem niż się spodziewałem. Potrafi je porąbać, palić a nawet zagrać! To nie byle wyczyn. Szanuję. Małe filmy nie muszą mieć durnych scen z dziwnymi zagraniami. Tu takie na szczęście są, będę mieć porównanie. Scenariusz słabiutki a Momoa jest tu największym aktorem. Mam nadzieję, że rozumiecie sarkazm...
A więc już są aktorzy, którzy potrafią grać nie tylko ludzi, zwierzęta, ale nawet przedmioty (takie jak drewno). Technika aktorska poszła do przodu. Wykonawcy tego wyczynu (Jasonowi Momoie - kurde, jak to się odmienia?) należy się oskar jak psu buda.
Kiedyś Grabowski powiedział, że na egzaminie do szkoły aktorskiej kazali zagrać mu mydło... Podobno Profesorowie robią sobie jaja, ale wspomniał także, że często zadają takie zadania aby sami czerpać inspiracje z wykonań młodych adeptów :P
Nie wiem, czy ktoś zagrał mydło czy drewno, czy cokolwiek innego. Mnie w tym filmie zapada w pamięć coś, co przeżywa dziecko ( choćby już stare), które musi oglądać jak z dnia na dzień jego ojciec staje się bezradny. Nie fizycznie, tylko umysłowo. Nie pamięta, albo pamięta coś, czego nie było. Nie obraźcie się, bo nie piszę, żeby kogoś skrytykować, ale obserwując ojca bohatera przeżywam to straszliwie, bo obserwuję to w swoim domu. Doszłam pewnie do jakiejś 30-tej minuty filmu i nie wiem, co tam dalej będzie, ale jestem wdzięczna, że ktoś mi pokazuje, że mój problem nie jest tylko mój.
Pamiętaj jednak że to tylko film. A co do Twojego życia, cóż, nie poddawaj się. Żyjemy po to żeby upadać. Ci co się podnoszą pójdą dalej swoją drogą. I nie mówie tu abyś zatrzymywał wypiętą dumnie klatą autobusy na przejściu dla pieszych ;)
Film arcydziełem nie jest, ale jak to w filmach akcji bywa, gdzie absurdów nie brakuje, idzie obejrzeć, aż tak źle nie jest. Mnie się nawet widział.