Czy Was też denerwuje, jak zawodowi aktorzy w tym filmie silą się na to, by udawać naturszczyków, żeby niby było bardziej prawdziwie i naturalnie? Tym bardziej, że ta paradokumentalna formuła z jąkaniem, przekleństwami i posapywaniem do niczego nie prowadzi, a przez to w filmie jest zero napięcia, zero zapadających w pamięć scen, zero dobrych dialogów. Przesłanie - również brak, bo ostatecznie nie dowiadujemy się, czego chciał bohater, więc nie wiem, czy wiedział to scenarzysta i reżyser, czy też uznali, że zostawienie tego w domyśle będzie bardziej głębokie. Są oczywiście filmy, w których samo dociekanie, co mieli na myśli twórcy, jest całym sednem, ale to raczej nie jest taki film - film prześlizguje się po tematach, ani razu nie wgryzając się w nic głębiej. Wiele scen, które zapowiadają jakąś kulminację, ale do niczego nie prowadzą - np. plecak z bombą pojawia się i nagle przestaje być przeszkodą. Nie rozumiem, szczerze mówiąc, tak wysokich ocen krytyków.